Prezydent daje oręż opozycji
Tureckie słowo tamam oznacza ‘dobrze, w porządku, okej’, ale i ‘wystarczy, dość, koniec’.
Najwyraźniej Erdoğan nieopatrznie dał swoim przeciwnikom dokładnie to, czego im brakowało – mocnego, wyrazistego hasła wyborczego, łączącego Turków ponad podziałami. Zupełnie niespodziewanie hasztag #TAMAM stał się hitem Internetu, osiągając ponad 2 mln tweetów w 24 godziny.
Podchwyciły go też środowiska i z prawa, i z lewa, jak nacjonalistyczna Dobra Partia (İyi Parti, İP) czy prokurdyjska Demokratyczna Partia Ludowa (Halkların Demokratik Partisi, HDP). Kandydat z laickiej Republikańskiej Partii Ludowej (Cumhuriyet Halk Partisi, CHP) wykorzystał go w swoim haśle wyborczym Artık tamam (‘Już dość’), a konserwatywna religijnie Partia Szczęścia (Saadet Partisi) tweetowała Tamam inşallah (‘Dość, jak Bóg da’)[2].
Hasło tamam na banerach i koszulkach mogliśmy zaobserwować w Ankarze 19 maja przy okazji obchodów Dnia Atatürka, będącego też zgodnie z jego wolą Świętem Młodzieży i Sportu. Marsz upamiętniający twórcę republiki i „ojca Turków”, zorganizowany przez młodzieżówkę CHP przerodził się w wielotysięczny wiec poparcia dla tej partii oraz protest wobec prezydenta. Był też mocnym akcentem rozpoczynającym na dobre wyścig o fotel prezydencki, którego finał już 24 czerwca.
Mustafa Kemal (Atatürk) - ojciec narodu
Marsz odbył się pod hasłem „Młodzi maszerują do zwycięstwa”. Nic nie było przypadkowe. Święto Młodzieży i Sportu upamiętnia lądowanie Mustafy Kemala w Samsunie (19 maja 1919 roku). Otrzymał on od sułtana rozkaz rozwiązania tureckich sił zbrojnych, nie wykonał go, a postanowił walczyć przeciwko zachodniej okupacji i podległemu jej rządowi w Stambule na czele z sułtanem. Lądowanie w Samsunie uważa się za początek tureckiej wojny o niepodległość, a w jej następstwie proklamowania Republiki Turcji (1923). Mustafa Kemal został wybrany jej pierwszym prezydentem i sprawował tą funkcję aż do swojej śmierci w 1938 roku.
Również nieprzypadkowo sobotni marsz zorganizowała właśnie Republikańska Partia Ludowa, czyli ugrupowanie założone przez nikogo innego, jak tylko Mustafę Kemala. CHP zostało założone 9 września 1923 roku i rządziło do 1950 roku (do 1946 roku praktycznie w ustroju jednopartyjnym). 20 kwietnia 1931 roku został sformułowany program partii znany jako sześć podstawowych i niezmiennych zasad rozwoju Republiki Turcji. Pierwszy artykuł manifestu mówi, że CHP jest partią narodową, republikańską, ludową, świecką, kierującą się etycznymi zasadami oraz rewolucyjną. Obecnie CHP często w swojej polityce odchodzi od programu założyciela, jednak często się na niego powołuje i w dalszym ciągu nazywana jest „Partią Kemalistowską”.
Ankara mówi „tamam!”
Marsz ruszył ze skrzyżowania bulwarów Atatürka i Gazi Mustafy Kemala (sic!) w kierunku Anıtkabiru, czyli... Mauzoleum Atatürka. To ścisłe centrum Ankary i zarazem jej najbardziej liberalna dzielnica – Çankaya – tradycyjnie popierająca kemalistów. W wyborach w 2015 r. CHP otrzymała tu 55,9% głosów wobec zaledwie 22,4% AK Parti Erdoğana. Tu też kontrowersyjne konstytucyjne referendum z 2017 r., zmieniające system rządów na prezydencki, otrzymało aż 78,3% głosów na „nie”[3].
Nie dziwi zatem, że uczestnicy marszu na przemian skandowali hasła “Prawda, prawo, sprawiedliwość!”, “Jesteśmy żołnierzami Mustafy Kemala!” i śpiewali tzw. Marsz Izmirski z czasów wojny z Grekami, który w zeszłorocznym referendum stał się hymnem obozu na „nie”. Bohater dnia – którego obecny prezydent chce wymazać z historii – choć zmarł niemal 80 lat temu, wciąż jest żywym symbolem fundamentów laickiej republiki powstałej na gruzach Imperium Osmańskiego. Tym samym młodzi ludzie, w dniu jego (i swojego) święta, dali wyraźny sygnał władzy, że nie zgadzają się na odwrót Turcji od Zachodu, na religijną retorykę i neoosmańskie aspiracje nazywanego prześmiewczo padişahem (‘sułtanem’) Tayyipa Erdoğana.
Wszyscy za Jerozolimę
Turecki prezydent konsekwentnie zaś buduje swój wizerunek obrońcy wszystkich muzułmanów właśnie na wzór osmańskich sułtanów – i jednocześnie kalifów. Widać to dziś bardzo wyraźnie w dobie kryzysu związanego z przeniesieniem ambasady amerykańskiej do Jerozolimy i ogromnej liczby ofiar wśród Palestyńczyków protestujących na granicy Strefy Gazy. Mimo ogromnych podziałów w społeczeństwie tureckim w kwestii religijności, wściekłość na Stany Zjednoczone i Izrael jest wśród Turków powszechna.
Erdoğan zręcznie wykorzystuje te nastroje, jak i rotacyjne przewodnictwo Turcji w Organizacji Współpracy Islamskiej, by kreować się na lidera muzułmańskiej ummy zarówno na użytek zewnętrzny, jak i wewnętrzny. W wielu miastach Turcji odbywają się protesty przeciw wydarzeniom w Strefie Gazy, nazywanym tu „ludobójstwem”, zajmujące dużą część czasu antenowego.
Największe takie zgromadzenie miało miejsce 18 maja w Stambule i zgromadziło co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób oraz wielu zagranicznych gości. Dziennik Sabah tak cytuje relacje jego uczestników: „Erdoğan jest ojcem muzułmanów. Będziemy go bronić. Dobrze, że jest jeszcze Turcja”; „Jesteśmy gotowi zostać męczennikami za sprawę Jerozolimy. Będziemy szli ścieżką Erdoğana”; „Oprócz Turcji nie ma nikogo, kto broniłby Palestyny”[4]. Należy podkreślić, że trwa także ramadan – miesiąc postu wśród muzułmanów – i prezydent nie unika okazji, by pokazać się publicznie podczas wieczornego iftaru, czyli łamania postu i modlitwy.
Ostatnia prosta do wyborów
Zacięta kampania wyborcza trwa cały czas, w dużym stopniu (z powodu zagarnięcia prawie całego czasu antenowego przez partię rządzącą) walka wyborcza przeniosła się do mediów społecznościwych. Najbardziej aktywna na twitterze i instagramie jest Dobra Partia. AKP tym razem wystartowała jakby ospale; gdy opozycja już zbierała podpisy, wrzucała posty, zdjęcia i filmiki, partia rządząca jakby zapomniała trochę o kampanii.
To wszystko ma miejsce w cieniu problemów ekonomicznych, z jakimi boryka się kraj znad Bosforu. Lira leci na łeb na szyję, od dłuższego czasu za 1 euro należy zapłacić ponad 5 TL, a za 1 dolara ponad 4 TL. Turcja wycofała złoto z Banku Światowego - podobno dlatego, że nie chce go trzymać w państwie, które udzieliło schronienia pewnemu panu na „G”, jednak trudno nie łączyć tego z opłakanym stanem gospodarki. Zagraniczni inwestorzy się wycofują, prezydent jest zaciekłym przeciwnikiem podniesienia stóp procentowych, a do tego podczas ostatniej wizyty w Sarajewie obiecał wybudować autostradę Belgrad-Sarajewo. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że ma to służyć zdobyciu głosów Turków mieszkających na tych obszarach (oraz wszystkich tych, którzy przyjechali do Bośni z całej Europy, bo jedynie to państwo zgodziło się na przedwyborcze spotkanie). Pozostaje tylko pytanie, czy Turcję na to stać?
Nie ulega wątpliwości, że „przyszło nam żyć w ciekawych czasach”. Turcja jest krajem nieprzewidywalnym. Tutaj ludzie mają gorącą krew, co czuć również podczas kampanii wyborczej, tutaj walczy się na całego i o wszystko. Tylko czego w Turcji jest aktualnie więcej: zmęczenia i złości, czy dumy z pozornie silnego kraju? Na to pytanie odpowiedzą zbliżające się wybory.
Filip Majtyka
Karolina Wanda Olszowska
[1] https://www.sozcu.com.tr/2018/gundem/mecliste-tamam-polemigi-2397227/
[2] https://www.al-monitor.com/pulse/originals/2018/05/turkey-best-opposition-motto-provided-by-erdogan.html
[3] https://secim.haberler.com/2015/cankaya-secim-sonuclari/
[4] https://www.sabah.com.tr/gundem/2018/05/19/erdogana-sahip-cikacagiz