Filip Majtyka: Spotykamy się w Diyarbakır, głównym kurdyjskim ośrodku w Turcji. Trzy lata temu na wiecu HDP, zaledwie dwa dni przed wyborami parlamentarnymi, miał tu miejsce zamach terrorystyczny. Co się właściwie stało 5 czerwca 2015 r.?
Seher Akçınar Bayar: W eksplozji zginęło wówczas kilka osób. Śledztwo w tej sprawie trwa do dziś, wciąż jednak bez rezultatów. Choć sprawcy już wówczas byli dobrze znani, próbowano zatuszować wyniki tego śledztwa. Lecz właściwie Kurdowie spodziewali się tego. Tu, w Kurdystanie, sprawcy ataków zwykle unikają pociągnięcia do odpowiedzialności.
Oczywiście nie był to przypadek, że do ataku doszło tuż przed wyborami. Stało się to w trakcie turecko-kurdyjskiego procesu pokojowego. W momencie, gdy HDP promowała swoją wizję lepszej Turcji. W chwili, gdy tak wiele można było jeszcze uczynić dla tureckiej demokracji.
Wówczas stało się oczywiste, że proces pokojowy wspierają Kurdowie, a nie rząd. Uważamy, że zamach z 5 czerwca nie był wyłącznie atakiem wymierzonym w HDP, lecz deklaracją zerwania procesu pokojowego.
Według mnie, jeśli miałby on być wznowiony, najważniejszym warunkiem jest ujawnienie sprawców zbrodni.
Mimo atmosfery strachu, 7 czerwca 2015 r. Kurdowie poszli do urn wyborczych. Był to historyczny moment – po raz pierwszy legalna partia skupiająca się na ich interesach – HDP – weszła do parlamentu, z Panią jako posłanką z miasta Erzurum. Co ten dzień oznaczał dla Kurdów i dla Pani?
Kurdowie po raz pierwszy poczuli, że żyją w swoim kraju. To było kluczowe: poczucie przynależności, które rozkwitło pierwszy raz. Rozmawiając z wyborcami, postrzegałam to wydarzenie jako wielki powrót Kurdów i ich ziem do nich samych. Następnego dnia rano Kurdowie obudzili się w zupełnie nowej Turcji.
7 czerwca miał również inne znaczenie: wszyscy spodziewali się, że odkąd Kurdowie postanowili wystartować w wyborach jako partia, nie zdołają pobić 10-procentowego progu wyborczego. Mimo to, wyrazili swoją wolę: chcemy pokoju dla tego kraju, chcemy uciszyć karabiny, chcemy rozwiązać nasze problemy w parlamencie. Mimo ryzyka porażki, chcieliśmy iść do wyborów, by dać na to dowód. I następnego ranka mieliśmy nadzieję, że prawdziwe rozwiązanie jest możliwe, czuliśmy siłę, by tego dokonać w parlamencie.
Kurdowie przesłali następującą wiadomość: możemy budować pokój bez chwytania za broń, możemy rozmawiać o demokratyzacji Turcji w jej obecnych granicach. Bez szukania rozwiązań poza nimi. Możemy żyć w zgodzie z rządem Turcji i wszystkimi jej obywatelami, o ile będziemy traktowani równo.
Jednak dziś poczucie przynależności zniknęło. Rankiem 8 czerwca je czuliśmy. Dziś już nie.
Jeśli chodzi o mnie, wyjaśnię to tak: 4 czerwca organizowaliśmy wiec w Erzurum. Tuż przed nim, jeden z naszych obywateli spłonął żywcem, gdy podpalono autobus z symbolami HDP. Kurdowie pytali mnie: czy my w ogóle możemy zrobić wiec na Placu Republiki? To ścisłe centrum Erzurum. Kurdowie zwykle organizowali swoje demonstracje na małym placyku na obrzeżach miasta. Wówczas właśnie to było ważne, ważniejsze nawet niż sam wybór posła: pokazanie się na Placu Republiki.
I tak, dzięki organizacji tego wiecu, w wyborach zwyciężyłam jako jedynka. Byłam bardzo szczęśliwa, gdyż to dowiodło istnienia Kurdów w ogóle. Ja dotrzymałam obietnicy, a Kurdowie poczuli się częścią Erzurum.
Kurdowie nie są monolitem. Czego oczekują od tureckiej polityki?
Oczywiście, Kurdowie pochodzą z różnych środowisk. Są jednostki religijne, lewicowcy, liberałowie i inni, z różnymi poglądami na to, jak rozwiązać kwestię kurdyjską. Nawet religijni Kurdowie mogą powiedzieć „rozwiązaniem będą kroki demokratyczne”, by później twierdzić „nie, to niemożliwe, jeśli mamy to rozwiązać, to tylko zbrojnie; musimy wyrysować nowe granice”.
Niektórzy lewicowcy i socjaldemokraci widzą rozwiązanie w pogodzeniu się z Turcją. Inni – wierzą w rewolucję. Więc cokolwiek myśli o nas świat, Kurdowie nie są zgodni co do tego, gdzie leży rozwiązanie. W tej kwestii są pośród nich głębokie podziały.
Jeśli już muszę ich sklasyfikować, to widzę dwie główne grupy. Jedna wciąż spotyka się z łamaniem ich praw przez rząd, a druga jest w stanie żyć stosunkowo wygodnie. Większość tych uciskanych jest potencjalną opozycją – tak, jak HDP, stawiają na opozycyjną retorykę. Ci, którzy nie mają problemów z tureckim państwem, mogą nawet zajmować pozycje rządowe. Jeśli oni – klasa średnia – spoglądają wówczas na problemy Kurdów z perspektywy własnej siły i potencjału – postrzegają je wyłącznie jako kwestie ekonomiczne. Lecz nawet wówczas, będącna uprzywilejowanej pozycji, popierają partie opozycyjne, apelujące o poszanowanie praw człowieka, demokracji, wolności.
Jednak część Kurdów głosuje na Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i Erdoğana. Dlaczego? Teraz też go poprą?
Podstawowym powodem jest tu religia. Jak dla wielu innych ludów Bliskiego Wschodu, ta kwestia jest dla Kurdów bardzo ważna. AKP przyciąga wyborców religijnych, konserwatywnych.
Wielu wierzących w rozwiązanie pokojowe, było także rozczarowanych postawą HDP, gdy doszło do stawiania barykad [podczas buntu w miastach na wschodzie Turcji w 2015 r. – red.].
Jednak nie sądzę, by dziś AKP skorzystała z tych odczuć. Nie chodzi wyłącznie o kwestię kurdyjską, ale też o załamanie się tureckiej gospodarki i kroki rządu AKP, które utrudniają ludziom życie. Duża część Kurdów, która poparła Erdoğana w ostatnich dwóch-trzech turach wyborów, dziś w kluczowym głosowaniu powie „nie”. Rośnie sprzeciw wobec niego.
Ale najważniejszym powodem utrzymującego się poparcia dla niego jest brak prawdziwej opozycji. Brak silnego kontrkandydata zdusza opozycję. Kemal Kılıçdaroğlu i jego Republikańska Partia Ludowa (CHP) to skostniała struktura, a nie poważny rywal dla Erdoğana.
Takim silnym przeciwnikiem byłby Selahattin Demirtaş. To on był najmocniej prześladowany i do dziś przebywa w więzieniu. Gdyby wybory były wolne, kandydatury jego i HDP byłyby realną alternatywą, z ich promocją praw człowieka, demokracji, reform gospodarki. Widać to było w sondażach: nawet wśród części twardego elektoratu MHP [Partii Ruchu Narodowego – red.] można było dostrzec aplauz dla Demirtaşa. Tak samo w gronie wyborców AKP.
Wszystko sprowadza się do narzędzi represji, jakie posiada AKP. A wraz z ogłoszeniem stanu wyjątkowego po próbie puczu z 15 lipca 2016 r., te represje weszły w nową fazę. Stąd nie ma dziś innej opcji. Wywierana jest silna presja na tureckie media. Jakby tego było mało, państwo próbuje nas edukować aresztowaniami, ludzie nie mogą dotrzeć do swoich liderów politycznych. Możemy się za nich co najwyżej modlić.
Jedyną silną amunicją AKP jest islam. Jednak ludzie dostrzegają to i w normalnych warunkach byliby w stanie zwrócić się w inną stronę. Teraz jednak nie ma do tego klimatu. Nie ma wolnej prasy, nie ma podstawowych wolności obywatelskich, nie możemy wyrazić się w otwarty sposób. W tej chwili nie ma dla nas możliwości, by odpowiedzieć na jego argumenty.
Kurdowie z niepokojem obserwują tureckie operacje militarne w Syrii, zwłaszcza „Gałązkę oliwną” w kurdyjskim regionie Afrin. Jak te wydarzenia wpłynęły na Kurdów w Turcji?
Operacja w Afrinie, tak jak wcześniej oblężenie Kobane [2014-15 – red.], pozwoliły odrodzić się kurdyjskiej tożsamości. Jest jednak pewna różnica – Kobane miało miejsce w trakcie procesu pokojowego, a Afrin już po jego załamaniu, podczas stanu wyjątkowego, kiedy rządzono na podstawie dekretów. Dlatego Afrin nie mógł wydobyć odpowiedniej odpowiedzi od Kurdów.
Jeśli chodzi o umiejscowienie czasowe operacji w Afrinie, Erdoğan widzi to w bardzo prosty sposób: jeśli w Turcji pojawia się nacjonalistyczna retoryka, daje to potencjał; jeśli on mógłby ją wykorzystać, by zyskać poparcie, zrobi to. To nie przypadek, że wkroczył do Afrinu w tym momencie. Z wielu powodów to nie był dobry czas na interwencję: napięte stosunki z innymi krajami, ich podejrzliwość… Ale z perspektywy polityki wewnętrznej, 15 lipca był iskrą. Kraj doświadczył próby przewrotu, wówczas zrodziła się nacjonalistyczna retoryka.
Erdoğan zrozumiał, że operacja militarnago wzmocni. Jednocześnie należało się spodziewać negatywnej reakcji Kurdów. Ostatnio Turcja zamknęła w Afrinie wiele szkół. Armia weszła na tereny, gdzie językiem ojczystym jest kurdyjski i pozbawiła dzieci możliwości edukacji w ich języku. To wywołało ogromny sprzeciw Kurdów.
Lecz tureckie społeczeństwo było zadowolone. Nacjonalistyczny dyskurs osiągnął sukces. Z kolei wśród Kurdów spowodowało to kolejny raz wzrost poczucia odrębnej tożsamości. Powodem były kroki AKP i z pewnością zobaczymy to przy urnach wyborczych.
Jakiego rezultatu może się zatem spodziewać HDP? Jakie są szanse jedynego kurdyjskiego kandydata – Selahattina Demirtaşa – w wyścigu o fotel prezydencki?
HDP spróbuje przynajmniej powtórzyć sukces z 7 czerwca 2015 r. [13,12% – red.].
Naszą największą przeszkodą są obecnie aresztowania sporej części naszych posłów i innych aktywnych członków partii, zasłużonych w wyborach 7 czerwca i 1 listopada 2015 r. Niemal wszyscy do dziś przebywają w więzieniach, mamy kłopoty kadrowe. Aresztowano naszych burmistrzów, zarządców prowincjonalnych i regionalnych, a później zastąpiono ich urzędnikami mianowanymi przez rząd. To wywołało najsilniejszy opór i HDP również przyjęła zdecydowaną postawę. Dlatego nie sądzę, by partia miała jakikolwiek problem z przekroczeniem progu wyborczego.
Głos na Demirtaşa będzie głosem rozsądnym. Jestem przekonana, że mimo obecnych okoliczności i braku możliwości prowadzenia normalnej kampanii, nie powinien uzyskać mniej niż 15%. Gdyby mógł działać aktywnie choć miesiąc, wynik byłby znacznie wyższy – jego, jak HDP.
Dlaczego tak ważne jest, by Kurdowie znaleźli się w tureckim parlamencie?
Kurdowie chcą rozwiązać kwestię kurdyjską w procedurach parlamentarnych, a nie zbrojnie. Zbyt wielu z nich już zginęło, nie chcą już umierać. Do rozwiązania potrzebna jest przestrzeń parlamentarna, dlatego jest to tak istotne.
HDP pozostaje poza dwoma głównymi blokami – prorządowym Sojuszem Ludu z rządząca AKP oraz opozycyjnym, egzotycznym Sojuszem Narodu, skupiającym zarówno zwolenników laickiego państwa, nacjonalistów, demokratów, jak i konserwatystów islamskich. Kurdowie zaś stanowią ok. 20% wszystkich wyborców. Kto przesądzi o losie Turcji?
Zdecydowanie, w drugiej turze to Kurdowie będą czynnikiem przesądzającym. Kandydat z poparciem Kurdów zostanie prezydentem.
Ostatni sondaż ośrodka Mediar wskazuje, że Erdoğan może liczyć w wyborach prezydenckich na 47,96% głosów i przewiduje jego konfrontację w drugiej turze z kandydatem Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Muharrememİnce (29,88%). Jeśli ten scenariusz się sprawdzi, kogo powinni poprzeć Kurdowie?
Z pewnością İnce.
Biorąc pod uwagę ostatnie kroki rządu, jak relokację lokali wyborczych uzasadnianą „troską o bezpieczeństwo”, co można powiedzieć o uczciwości zbliżających się wyborów?
Jestem absolutnie przekonana, że 24 czerwca nie będziemy mieli wolnych wyborów.
Nawet poprzednio, podczas procesu pokojowego, ingerowano w proces wyborczy, fałszowano głosy w urnach. Tak się stało 7 czerwca i 1 listopada 2015 r., jak też oczywiście podczas referendum w kwietniu 2017 r. podczas stanu wyjątkowego.
W rzeczywistości prezydenckich dekretów z mocą obowiązującego prawa, w kraju całkowicie kontrolowanym przez AKP z niesamodzielnym sądownictwem dyrygowanym przez rząd, jest to po prostu niemożliwe, by wybory były przejrzyste.
Co więc może zrobić HDP? Podjęliśmy własne kroki, obmyśliliśmy na przykład system transportu, który będzie przewoził wyborców z obszarów wiejskich do lokali wyborczych. Mimo to, wybory nie będą uczciwe.
Wszystkie grupy opozycyjne, w tym HDP, podjęły wspólne wysiłki, by zabezpieczyć proces wyborczy. Czy mimo przeciwności, wierzy Pani w zwycięstwo obozu przeciwnego Erdoğanowi?
Wierzę.
Dziękuję za rozmowę.
Seher Akçınar Bayar (ur. 1982 w prow.Adıyaman) – socjolożka, działaczka na rzecz praw człowieka, była posłanka w tureckim parlamencie z ramienia prokurdyjskiej Demokratycznej Partii Ludów (HDP). 7 czerwca 2015 r. jako pierwsza kobieta w mieście Erzurum otrzymała mandat poselski.
Wstąpiła na Uniwersytet Dicle w Diyarbakır w 1998 r. Po roku usunięto ją z uczelni w ramach czystek po tzw. postmodernistycznym puczu(28 lutego 1997 r.). Po 10 latach powróciła na uczelnię i ukończyła studia.
Obecnie toczy się w jej sprawie postępowanie karne „za szerzenie propagandy terrorystycznej” za jej wypowiedzi nt. Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) w czasie pełnienia mandatu poselskiego HDP.
Wywiad przeprowadził: Filip Majtyka