Protestujący w Hongkongu rozpoczęli Nowy Rok w podobny sposób, w jaki spędzili większość poprzedniego – protestując na ulicach. Noworoczna demonstracja była dopiero drugą, od czasu wyborów, na którą pozwolenie wydała policja. Dziesiątki tysięcy ludzi ponownie wyszły na ulice, aby walczyć o swoje prawa. Niestety, spokojny marsz w ciągu kilku godzin przerodził się w gwałtowne starcia.
Ruch prodemokratyczny wchodząc w 2020 rok miał kwestionowaną pozycję, gdyż nie było wiadomo, czy demonstranci wciąż mają wystarczająco zapału, poparcia społecznego oraz siły do dalszej walki z rządem, który wielokrotnie powtarzał, że nie zgodzi się z ich pięcioma żądaniami. Miesiące politycznych zawirowań sprawiły, że Hongkong z miasta możliwości stał się miejscem zwątpienia i rozczarowania. Ponadto pokojowe demonstracje często kończyły się brutalnie, a gospodarka z kwartału na kwartał zaczęła się kurczyć. Od września 2019 roku, gospodarka półautonomicznego miasta utrzymuje spadek na poziomie 3,2 proc. w porównaniu do kwartału kończącego się w czerwcu 2019 roku. Był to najgorszy wynik gospodarczy od czasu światowego kryzysu finansowego z 2008 roku i dobitny sygnał o szkodach spowodowanych przez niepokoje społeczne.
Hongkoński rząd w noworocznym oświadczeniu podkreślał, że głównym priorytetem na 2020 rok jest powstrzymanie przemocy i jak najszybsze przywrócenie porządku publicznego, abaay codzienne życie obywateli i biznes mogły powrócić do normalności. Było to przesłanie, które odbiło się szerokim echem także w Pekinie. Xi Jinping, który wyraził zgodę na relatywnie wysoki jak na Azję stopień protestów społecznych, wspomniał o nich w swoim przemówieniu z okazji Nowego Roku, mówiąc, że „dobrobyt i stabilność miasta jest życzeniem rodaków z Hongkongu i oczekiwaniami wobec mieszkańców ojczyzny".
Nagła zmiana warty
Na początku stycznia rząd chiński nagle zastąpił swojego głównego przedstawiciela w Hongkongu. Powodem dymisji Wang Zhimin’a miała być jego bezradność w powstrzymaniu protestów i dopuszczenie do druzgocącej porażki propartyjnych kandydatów w listopadowych wyborach. Wang był w przekonaniu, że kandydaci z poparciem Pekinu utrzymają swoją wieloletnią dominację w samorządach, tymczasem stronnictwo prodemokratyczne zdobyło 86% mandatów.
Na jego następcę desygnowano wysokiego rangą urzędnika KPCh, Luo Huining’a. Pełnił on wcześniej funkcję głównego urzędnika, sekretarza Partii Komunistycznej, w dwóch prowincjach. Xi Jinping znalazł w nim przedstawiciela, którego główną kwalifikacją wydaje się być polityczna lojalność i doświadczenie w trudnych sytuacjach. W latach 2003-2016 Luo awansował przez szczeble partyjne w prowincji Qinghai, w zachodnich Chinach, gdzie Pekin prowadził coraz bardziej rygorystyczną politykę wobec dużej mniejszości tybetańskiej. Został tam gubernatorem w 2010, a następnie sekretarzem Partii Komunistycznej w 2013. W ostatnich latach nadzorował także czystkę wysokich rangą urzędników partii komunistycznej w opętanej korupcją prowincji Shanxi. Posunięcie wykonane przez rząd centralny w postaci zmiany na stanowisku głównego przedstawiciela Komunistycznej Partii Chin w Hongkongu miało na celu usunięcie partyjnych urzędników, którzy nie potrafili poradzić sobie z chaosem politycznym spowodowanym protestami. W ich miejsce pojawili się twardzi bojownicy Xi Jingpinga, którzy jak pokazują kolejne miesiące 2020 roku mają mieć wpływ na wprowadzenie ustawy o bezpieczeństwie narodowym w Hongkongu.
Czy zamykać granice?
W styczniu i lutym protesty musiały uznać wyższość zagrożenia jakie stanowiła rozprzestrzeniająca się epidemia koronawirusa. COVID-19 zahamował protesty na całym globie, zmuszając ludzi do pozostania w domach i dając władzom nowe możliwości do ograniczania zgromadzeń publicznych.
Mimo, że groźny wirus pod koniec stycznia zbierał śmiertelne żniwo w Wuhan, szefowa egzekutywy Hong Kongu, Carrie Lam konsekwentnie odmawiała zamknięcia granic z Chinami kontynentalnymi uzasadniając to „podejściem dyskryminacyjnym” i niezgodnym z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia. Zamiast tego wprowadziła szereg kroków, które ograniczyły liczbę przybyszów z kontynentu. Niechęć Lam wobec zamknięcia granic była postrzegana przez jej krytyków jako przykład przedkładania oczekiwań Pekinu ponad interes Hongkongu i jego mieszkańcós.
Co ciekawe koronawirus połączył stronę prorządową i protestujących, którzy jednym głosem apelowali do Lam do zamknięcia granic. Jej optymizmu nie podzielali także lekarze i pielęgniarki, którzy 3 lutego rozpoczęli strajk generalny. Nawoływali oni przede wszystkim do zamknięcia granic z Chinami, by jak najmocniej ograniczyć napływ nowych zakażeń. Domagano się również rządowych działań mających na celu zwiększenia dostępności masek higienicznych, które w pewnym momencie stały się towarem deficytowym. Protestująca służba medyczna apelowała również o niewyciąganie konsekwencji prawnych wobec tych, którzy zdecydowali się na strajk. Związek Hospital Autorithy Employees Alliance, który powstał podczas protestu poinformował, że strajkujący personel medyczny stanowił około 10 procent pracowników szpitali publicznych.
W pewnym momencie pojawiło się coraz więcej głosów nawołujących do zablokowania przejść z Chinami w ramach obywatelskiego sprzeciwu. Ruch zyskał nawet swoją nazwę: Jeżeli ty nie zablokujesz, ja zablokuję. Zdumienie internautów wzbudziła również Lam nosząca maseczkę higieniczną podczas wystąpień publicznych. Krytycy wytykali jej hipokryzję, ponieważ na początku października wprowadziła oficjalny dekret zakazujący zakrywania twarzy. Pandemia doprowadziła do paradoksalnej sytuacji, ponieważ po miesiącach starć z policją, gdy zasłanianie twarzy urosło do rangi symbolu oporu, władza musiała pozwolić na zakładanie masek chirurgicznych w celu profilaktyki przed wirusem.
W pewnym momencie, okazało się jednak, że polityczny może być nawet kolor masek. Środowiska prodemokratyczne dostały oficjalny zakaz sprowadzania osłon twarzy w kolorach czarnym i żółtym, gdyż te barwy są głównie utożsamiane z demonstracjami. Władze wyszczególniły, że maski mogą być jedynie białe, niebieskie, zielone, purpurowe albo różowe. Carrie Lam ostatecznie zamknęła granice z Chinami kontynentalnymi po otrzymaniu groźby zawierającą informacje o rozmieszczeniu materiałów wybuchowych wokół miasta. Jak później podała policja, dwa ładunki wybuchowe zostały rzeczywiście znalezione w pociągu zmierzającym ku granicy z Chinami.
Pierwsza większa demonstracja podczas pandemii odbyła się 2 marca w celu upamiętnienia ofiar bijatyki w pobliżu stacji metra Prince Edward. Policjanci dokonali przy stacji 31 sierpnia 2019 roku brutalnej pacyfikacji demonstrantów szukających tam schronienia. Drugim powodem społecznego niezadowolenia był rządowy plan ulokowania chorych na koronawirusa w specjalnie wydzielonych do tego celu klinikach oraz częściach osiedli. Wyznaczone strefy przez rząd budziły także wątpliwości ze względu na lokalizację w pobliżu dwóch szkół oraz przedszkola. Z tego powodu w niedzielę 1 marca zaatakowano koktajlami Mołotowa ośrodek zdrowia klubu jeździeckiego w South Kwai Chung. Był to jeden z 18 wydzielonych ośrodków, w których badało się pacjentów z objawami chorób dróg oddechowych. Protestowano również pod innymi szpitalami rozsianymi po mieście. Co ciekawe nie tylko ruch prodemokratyczny był przeciwny powstałym strefom, ale także ludzie o prorządowych poglądach, których sprzeciw wynikał z dzielnicowego patriotyzmu.
Aresztowania
Władze chińskie, mimo dużego kryzysu wewnętrznego spowodowanego pandemią, zaczęły podejmować zdecydowane działania, których skutki bezpośrednio uderzały w środowiska prodemokratyczne w Hongkongu. Na przestrzeni lutego, marca i kwietnia doszło do aresztowań wybitnych postaci opozycyjnych. Zasygnalizowały one zamiar szerszego rozprawienia się z ruchem antyrządowym, który organizował protesty będące jednym z najważniejszych wyzwań dla rządów Partii Komunistycznej od dziesięcioleci.
Pierwszym wyraźnym ruchem ze strony pekińskich władz było skazanie pod koniec lutego na karę więzienia Gui Minhai’a – obywatela Szwecji, który wydał w Hongkongu skandaliczne książki na temat życia chińskich przywódców. W kwietniu doszło z kolei do 15 aresztowań czołowych działaczy opozycji i byłych ustawodawców prodemokratycznych rozwiązań w Hongkongu. Było to wydarzenie bezprecedensowe, ponieważ od początku protestów za jednym razem nie aresztowano tak dużej ilości figur antyrządowego ruchu. Jak podawały hongkońskie media, pekińskie środki opresji zostały wymierzone w weteranów ruchu demokratycznego. M. in. prawników Martin Lee i Margaret Ng, potentata medialnego Jimmy Lai’a i byłych ustawodawców opozycji Albert Ho, Lee Cheuk-yan i Leung Kwok-hung. Wyżej wymieniony Martin Lee jest ikoną zmian w ramach rozwiązania jeden kraj, dwa systemy. Lee w latach 80. pomagał w opracowaniu Ustawy Zasadniczej (tzw. Basic Law), czyli miejskiej mini konstytucji. Ponadto często jest nazywany także „Hongkongońskim Ojcem Demokracji”.
Działania Pekinu spotkały się z dużą krytyką międzynarodową. Departament Stanu USA potępił aresztowania nazywając je „niezgodnymi z uniwersalnymi wartościami, takimi jak wolność słowa, zrzeszania się i pokojowych zgromadzeń". Ponadto grupy broniące praw człowieka oskarżyły Pekin o wykorzystywanie odwróconej uwagi świata podczas pandemii i ograniczeń dotyczących zgromadzeń publicznych w Hongkongu w celu tłumienia działalności opozycji.
Wyraźne sygnały nadchodzących zmian
Antyrządowe demonstracje, które przeszły przez terytorium Hongkongu w zeszłym roku, ustąpiły w pierwszym kwartale 2020 roku od czasu wybuchu pandemii, ale lawina aresztowań i asertywna retoryka Pekinu wpłynęła na kolejne ożywienie ruchu demonstracyjnego. Już w kwietniu rozbrzmiewały pierwsze echa na temat implementacji ustawy o bezpieczeństwie narodowym, która w Chinach kontynentalnych obowiązuje od 2017 roku. Zdecydowane ruchy ze strony Chińskiej Republiki Ludowej umotywowane są chęcią podkreślenia swojej siły mimo kryzysu spowodowanego COVID-19, ale także strachem przed przegraniem lokalnych wyborów do Hongkońskiego parlamentu we wrześniu 2020 roku. Jak pokazały listopadowe wybory samorządowe, pozycja Partii wcale nie jest tak mocna.
Pod koniec marca Pekin zasygnalizował jednak swoją niecierpliwość, wobec statusu quo w Hongkongu, podnosząc tam rangę biura rządu centralnego. Następnie, biuro to wdało się w spór legislacyjny publicznie krytykując prodemokratycznego urzędnika, Dennisa Kwok’a za wstrzymanie debaty nad kilkoma ustawami, w tym nad ustawą zakazującą publicznego odtwarzania hymnu Chińskiej Republiki Ludowej w przestrzeni publicznej. Biuro oskarżyło Kwok’a o nadużycie władzy, złamanie przysięgi urzędowej, promocję niepodległości Hongkongu i zachęcanie do zagranicznej ingerencji poprzez wspieranie amerykańskiego ustawodawstwa. Krytyka Dennisa Kwok’a ze strony Pekinu wzbudziła obawy, że chińskie władze kładą podwaliny pod uniemożliwienie mu i innym opozycjonistom kandydowania we wrześniowych wyborach legislacyjnych. W przeszłości kilku kandydatów zostało już zdyskwalifikowanych po tym jak urzędnicy KPCh stwierdzili, że mają poglądy niepodległościowe. Po wystosowaniu negatywnej opinii na temat Kwok’a wielu obserwatorów oskarżyło Chiny o nadmierną ingerencję w sprawy Hongkongu. Po kilku dniach biuro KPCh odpowiedzialne za sprawy Hongkongu w Pekinie wydało trzy oświadczenia potwierdzające władzę rządu centralnego nad tym terytorium,
Kolejnym sygnałem zmian w Hongkongu była debata o ochronie hymnu chińskiego w Legco, czyli miejscowym parlamencie. W przypadku jej wejścia w życie, „uchybianie szacunkowi hymnowi” będzie zagrożone wysoką grzywną lub więzieniem do trzech lat, a „Marsz Ochotników” będzie obowiązkowo nauczany w szkołach podstawowych i średnich. Hongkończycy na ogół często wyrażają swoją dezaprobatę wobec chińskiego hymnu, m. in. poprzez buczenie podczas meczów. Burzliwa debata w budynku otoczonym kordonem policji zakończyła się wyniesieniem dwóch prodemokratycznych deputowanych przez straż marszałkowską i odroczeniem głosowania.
Ustawa o bezpieczeństwie narodowym
Pod koniec maja, po corocznym zjeździe kierownictwa Komunistycznej Partii Chin, Hongkong obiegła informacja na temat zapowiedzi wprowadzenia ustawy o bezpieczeństwie narodowym, która powszechnie postrzegana jest jako środek do całkowitego ograniczenia autonomii miasta. Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych stosunkiem głosów 2878:1 upoważniło Komitet Stały do wdrożenia przepisów ustawy w Hongkongu (sześciu deputowanych nie głosowało).
Ustawa o bezpieczeństwie narodowym jest stosunkowo krótka. Zawiera wstęp i siedem artykułów. Dotyczy ona w głównej mierze zwalczania terroryzmu i przestępstw. Na dodatek upoważnia Chiński Aparat Bezpieczeństwa do swobodnego działania na terenie autonomicznego miasta. Przepisy czekają jeszcze prace konkretyzujące i nie jest aktualnie jasne, co dokładnie nowa ustawa miałaby zawierać. Dyplomaci i przedsiębiorcy obawiają się, że ustawa upolityczni migrację, naruszy wolność słowa i swobodny przepływ informacji oraz doprowadzi do ingerencji w regulacje rynku finansowego w Hongkongu.
Zwolennicy działań Pekinu przypominają, że paragraf 23. Hongkońskiej konstytucji wymaga przyjęcia ustawy o bezpieczeństwie narodowym. W 2003 roku, gdy ówczesny autonomiczny rząd próbował ją przepchnąć, pół miliona ludzi wyszło na ulice i prace nad implementacją artykułu zostały wstrzymane. Nawet wyraźnie propekińsko nastawiona Szefowa Egzekutywy, Carrie Lam wielokrotnie zaznaczała, że nie będzie wprowadzać Artykułu 23. w system prawny miasta. Klucz do ustawy o bezpieczeństwie narodowym można odnaleźć również w podobnym akcie dotyczącym innego Specjalnego Regionu Administracyjnego Chin – Makau. Obie ustawy zawierają szeroko sformułowane zakazy podburzania, wywrotów, secesji i zdrady przy jednoczesnym zwiększeniu uprawnień organów ścigania.
Kolejne kontrowersje może budzić także sposób interpretacji poszczególnych przepisów, ponieważ prawo w Chinach w kwestiach bezpieczeństwa celowo formułowane jest mgliście, a jego stosowanie zależy od interpretacji władzy. Jeżeli ustawa o bezpieczeństwie narodowym zostanie wprowadzona, to podstawowy atrybut Hongkongu, którym jest niezależny system prawny przestanie istnieć, tym samym stanowi ona zagrożenie dla rozwiązania jeden kraj dwa systemy. Warto podkreślić, że ochrona statusu Specjalnego Regionu Administracyjnego powinna leżeć w interesie społeczności międzynarodowej, gdyż decyzja podjęta przez Pekin w wyraźny sposób łamie odrębność polityczno-prawną Hongkongu.
Posunięcie ze strony Pekinu spotkało się z wyraźną krytyką ze strony Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii oraz Kanady. Amerykański Departament Stanu poinformował w komunikacie dla Kongresu, że w jego opinii Hongkong nie jest już autonomiczny. „Biorąc pod uwagę to, co się tam dzieje, nikt przytomny nie może dzisiaj twierdzić, że Hongkong zachowuje wysoki stopień autonomii od Chin” – napisał sekretarz stanu USA, Mike Pompeo. W odpowiedzi na działania Chin, urzędnicy w Waszyngtonie zastanawiają się, czy nie odebrać specjalnego statusu ekonomicznego, który od 1992 roku jest przyznawany półautonomicznemu terytorium Hongkongu. Zgodnie z Ustawą o polityce Stanów Zjednoczonych i Hongkongu z 1992 r., prawo amerykańskie traktuje Hongkong w odmienny sposób, jeśli chodzi o transakcje finansowe, imigrację i handel. Mimo że Hongkong jest częścią Chin, działa na mocy własnego prawa, które obejmuje swobody gospodarcze i obywatelskie, których nie można znaleźć w na kontynencie (między innymi brak ceł w wymianie handlowej pomiędzy USA i Hongkongiem).
Co więcej, status ten miał wpływ na zbudowanie w Hongkongu globalnego centrum finansowego i bramy handlowej między Chinami, a resztą świata. W listopadzie 2019 roku, po wielu miesiącach prodemokratycznych protestów i rozprawiania się z policją w Hongkongu, Donald Trump podpisał dwustronną ustawę zobowiązującą Departament Stanu do przedstawiania Kongresowi corocznych zaświadczeń w celu ustalenia, czy należy kontynuować szczególne stosunki z Hongkongiem. Amerykańska Izba Handlowa, która reprezentuje amerykańskie przedsiębiorstwa w Hongkongu, stwierdziła w swoim oświadczeniu, że jest „głęboko zaniepokojona" proponowaną ustawą o bezpieczeństwie narodowym. Zwróciła się do chińskiego rządu o „pokojową deeskalację" sytuacji i zachowanie pół-autonomii w ramach rozwiązania jeden kraj, dwa systemy, które zgodnie z traktatem między Pekinem, a Londynem z 1984 r. miało istnieć do 2047 roku.
Wielka Brytania w odpowiedzi na działania związane z umową o bezpieczeństwie narodowym zapewniła Hongkończykom przedłużenie okresu bezwizowego z 6 do 12 miesięcy, a Tajwan jest gotów udzielać mieszkańcom byłej brytyjskiej kolonii azylu.
Złamanie zakazu
Hongkong od dawna jest jedynym miejscem w Chinach, gdzie upamiętnia się brutalne stłumienie przez chińskie wojsko protestów prodemokratycznych wokół placu Tiananmen w Pekinie 4 czerwca 1989 roku. W zeszłym roku, w związku z rosnącym zaniepokojeniem miasta proponowaną ustawą o ekstradycji, w czuwaniu uczestniczyło ponad 180 000 osób. W tym roku po raz pierwszy od 30 lat policja zakazała tego wydarzenia, powołując się na zagrożenie epidemiczne. Mimo to, tysiące osób sprzeciwiło się władzy i zebrało się w dzielnicach całego miasta pokazując, że nadal są zmotywowani do walki o zachowanie autonomii Hongkongu.
Protesty w Hongkongu, które stały się jednym z największych w ostatnich latach dla ChRL znajdują się w ślepej uliczce. Taktyka, która czasami popychała urzędników do odwrotu, nagle okazuje się niewystarczająca wobec agresywnej policji, strachu przed koronaawirusem i chińską partią komunistyczną, której zabrakło cierpliwości. Wielu protestujących uważa, że wyczerpały się ich możliwości i nadzieje na niezależność.
Autorka: Weronika Wilkanowska