PAN I PRI - początek wojny
Rok 2006. Kończy się prezydentura Vicente Foxa, pierwszego od 14 kadencji prezydenta Meksyku spoza Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI). Zapamiętana została jako dość spokojna i niezbyt przełomowa względem poprzednich władz. Umocniły się relacje meksykańsko-amerykańskie, ale wizerunek Meksyku wśród państw Ameryki Łacińskiej runął po wrogiej polityce Foxa wobec Kuby. Prezydentowi zarzucano działalność na rzecz interesu Stanów Zjednoczonych. Mimo wszystko nic nie zapowiadało większej katastrofy. Wskaźnik ubóstwa spadł, zarobki nieznacznie wzrosły. W zbliżeniu na linii Meksyk-USA potencjalne korzyści zaczęły jednak dostrzegać wtedy jeszcze nie tak silne kartele. Wysoki wskaźnik korupcji wśród polityków pozwolił na budowę dużej sieci dystrybucyjnej narkotyków do Stanów Zjednoczonych. Największe korzyści zbijać zaczął kartel Sinaloa, w szeregach którego znajdowało się wielu wojskowych. Pojawił się szereg spekulacji sugerujących współpracę polityków rządzącej PAN (Partia Akcji Narodowej) z kartelami. Nastroje w społeczeństwie zaogniły się po kontrowersyjnych wyborach prezydenckich, w których Felipe Calderon z PAN wygrał ze swoim rywalem minimalną różnicą głosów. Mimo wszystko nowy prezydent zaprezentował jako swój główny motyw rządów "6letnią kadencję bezpieczeństwa". Projekt był bardzo duży i zaczął się od zastąpienia policji w największych ogniskach konfliktu wojskiem. Był to ruch czysto wizerunkowy, ponieważ policja w Meksyku kojarzona była z korupcją. Na pierwszy ogień poszła "La Familia Michoacana". Operacja, która miała pozbyć się kartelu ze stanu Michoacan trwa do dziś i jest jednym z wielu frontów, których nie udało się zamknąć. Nie udało się w zasadzie podjąć żadnych efektywnych kroków. Natomiast błyskawicznie spadło zaufanie do Calderona. Urzędnicy oskarżani o współpracę z kartelami byli wypuszczani z aresztu po kilku miesiącach, a w kierunku wojska zaczęły padać oskarżenia o gwałty i tortury na ludności cywilnej. Potem było już tylko gorzej. Władze Meksyku przeceniły potencjał karteli. Nie wystarczyło - jak w przypadku wojny z gangiem - wkroczyć na dzielnicę wpływów kartelu i zrobić tam porządek. Jedni liderzy umierali, inni wchodzili w ich miejsce. Ogromna siatka powiązań karteli spowodowała, że walka z nimi przynosiła w zasadzie tylko straty, w ludności cywilnej i służbach mundurowych. Kartele stały się tak zorganizowane, że zaczęły przeprowadzać akty terroryzmu, zorganizowane ataki na szkoły, uroczystości państwowe, a nawet posterunki policji.
Winą za chaos w państwie obwiniono Calderona. Kapitał polityczny zyskała na tym ponownie PRI, a jej kandydata w wyborach prezydenckich w 2012 roku poparł chociażby Vicente Fox (związany wcześniej z PAN). Prezydentura Enrique Pena-Nieto miała przynieść stabilność, jakiej Meksyk potrzebował oraz spadek morderstw o 50% w ciągu 6 lat. Tymczasem wojna z kartelami zaczęła wzmagać na sile, a rządy Pena-Nieto obfitowały w kontrowersje i niejasne koneksje. Jego strategia nie uderzała bezpośrednio w kartele. Zamiast tego gwarantował zwiększenie bezpieczeństwa na ulicach poprzez większe patrole policji oraz specjalnej żandarmerii. Krytycy Pena-Nieto obawiali się, że ta "strategia" będzie polegać na starej metodzie PRI polegającej na opłacaniu karteli w zamian za względny spokój. Na Sekretarza Obrony nowy prezydent mianował Salvadora Cienfuegosa, wieloletniego zasłużonego generała. Cienfuegos miał duży wpływ na prezydenturę Pena-Nieto. Był drugą po prezydencie osobą w państwie. To Cienfuegos kierował działaniami wojska, wobec którego wzmagały się zarzuty zbrodni przeciw ludzkości podczas wojny z kartelami. Spraw o gwałty, morderstwa i porwania ze strony wojska było coraz więcej. Zeznania członków kartelu Sinaloa sugerują, jakoby Calderon i Pena-Nieto mieli brać łapówki, aby działania militarne skierowane były we wrogie kartele. Dodatkowo władze Meksyku miały ułatwić ucieczkę "El Chapo" z więzienia. De Guzman finalne konsekwencje poniósł dopiero w Stanach Zjednoczonych.
"EL PADRINO" i koronawirus - Meksyk obecnie
W 2018 roku spektakularne zwycięstwo z ogromnym poparciem odnosi Andres Manuel Lopez Obrador. Nie reprezentował żadnej z rządzących wcześniej stron. Były burmistrz miasta Meksyk oraz rywal Calderona w wyborach z 2006 roku był nową nadzieją dla Meksykanów, żeby naprawić sytuację w państwie i zniwelować terror karteli. Jego partia MORENA (Partia Odrodzenia Narodowego) była nową socjaldemokratyczną siłą na scenie politycznej Meksyku. Posiada większość w Izbie Deputowanych i Senacie, ale nadal nie dorównuje PRI oraz PAN na scenie samorządowej. Z racji tego, że Stany Zjednoczone Meksyku są państwem zdecentralizowanym, to słaby układ sił w samorządach utrudnia prowadzenie polityki rządowej mimo silnej pozycji prezydenta. I choć zaufanie społeczne dla AMLO jest bardzo duże (wielu nazywa przejęcie władzy przez MORENA, jako czwartą transformację Meksyku...trzecia skończyła się w 1920 roku) to początek jego kadencji uznano za dość mało konkretny. Pojawiły się porównania do Foxa po przełamaniu impasu PRI, wielkie zmiany w teorii, ale znikome w praktyce. Choć Obrador deklarował koniec korupcji w Meksyku, to nie podjął w tym celu większych kroków. Jeśli chodzi o wojnę z kartelami, to ważnym punktem w strategii wojny był Narodowy Plan na Rzecz Pokoju i Bezpieczeństwa, w którym Lopez Obrador zapowiedział "przeformułowanie" walki z kartelami. Padła wtedy deklaracja prezydenta, że wojna się skończyła, a teraz zacznie się okres pokoju i wzajemnych rozmów władzy z kartelami oraz większa amnestia. Głośno w mediach wybrzmiało hasło prezydenta o tym, żeby skończyć wojnę także przeciw ludziom. Było to odniesienie do brutalności policji i wojska na terenach walk wobec cywilów. Lopez Obrador zaprezentował politykę ograniczania szkód po kartelach, a nie kryminalizację. Takie liberalne podejście do tematu wojny narkotykowej mogło być skuteczne. Ale nadszedł rok 2020, a wraz z nim koronawirus. Natłok problemów spowodowanych epidemią i krwawe żniwo wirusa w Meksyku odwróciły sytuację o 180 stopni. Kartele na koniec 2020 roku są tak silne, jak nigdy przedtem w tym konflikcie. Do tego trzeba było zmienić taktykę po zamknięciu granic. Kartele początkowo ponosiły ogromne straty spowodowane zablokowaniem eksportu narkotyków do USA oraz wstrzymanie importu sprzętu do ich produkcji z Chin. W związku z tym zwiększyła się agresja w działalności zorganizowanych grup przestępczych. Kartele wykorzystały słabość rządu w walce z koronawirusem. Zaczęły więc sprzedawać żywność ludziom ze swojego terytorium po wygórowanych cenach. W parze z taką działalnością zajęto się likwidacją konkurencji, więc ulice stały się polem walki wrogich ugrupowań. Policja straciła jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją. W praktyce miasta takie jak Culiacan nie mają dziś żadnego pokrycia bezpieczeństwa ze strony rządu. Zdawać się może, że poprzednie 13 lat starań w wojnie narkotykowej wyzerowało się do stanu z 2006 roku. Choć byłaby to i tak optymistyczna wizja, ponieważ w rzeczywistości jest dużo gorzej. Podczas, gdy w początkowych latach wojny narkotykowej z powodu przestępczości zorganizowanej zginęło około 10 tysięcy osób, to w samym 2019 roku żniwo to dobiło do 35 tysięcy zgonów. A rok 2020 był jeszcze krwawszy. Z powodu wojny narkotykowej w Meksyku w latach 2006-2019 zginęło 250 tysięcy osób. Do tego ponad 60 tysięcy osób jest uważanych za zaginione. Przybite całą sytuacją społeczeństwo chyba już całkiem straciło wiarę w zażegnanie tego konfliktu po tym, jak w październiku 2020 roku na jaw wyszedł nowy, duży przekręt. 15 października na lotnisku w Los Angeles DEA (Drug Enforcement Administration) aresztowała Salvadora Cienfuegosa pod zarzutem prania brudnych pieniędzy oraz współpracy z kartelem Sinaloa. Cienfuegos pełnił rolę Sekretarza Obrony Meksyku w latach 2012-2018. Jego udział w siatce korupcyjnej oznaczałby, że rząd radzi sobie z sytuacją jeszcze gorzej, niż mogło się wydawać. To właśnie Cienfuegos dowodził armią w wojnie narkotykowej, to Cienfuegos postulował jeszcze większy udział militarny w konflikcie i to w końcu Cienfuegos decydował o miejscach uderzenia. Śledczy z DEA od dłuższego czasu wiedzieli o kimś wysoko postawionym w meksykańskiej polityce, kto miał być partnerem kartelu pod pseudonimem "El Padrino", czyli Ojciec Chrzestny. Poszlaki wskazały na Cienfuegosa. Mimo to śledztwo w USA porzucono ze względu na zbyt małą ilość dowodów, a podejrzanego sprowadzono z powrotem do Meksyku, gdzie zająć się nim ma sądownictwo krajowe. Jednak większość społeczeństwa i wielu analityków nie wierzy w efektywność państwa w sprawie Cienfuegosa. Najbardziej zastanawiające w tym wszystkim było stanowisko prezydenta Obradora. Kiedy pojawił się zarzut korupcji wobec byłego Szefa Obrony prezydent skomentował to słowami "w Meksyku korupcja jest nadal bardzo duża, ale nie ma jej w moim rządzie", co niespecjalnie przekonało media. Do tego AMLO przedstawił Stany Zjednoczone jako "tą złą" stronę w sprawie Cienfuegosa. Zabiegał o sprowadzenie byłego generała do Meksyku, ponieważ to sądy w Meksyku powinny zajmować się sprawami Meksykanów. 16 grudnia przyjęto w Izbie Deputowanych nowy projekt ustawy, który ma ograniczyć działalność obcych agencji wywiadowczych na terenie Meksyku. Zagraniczne agencje zostaną pozbawione immunitetu i będą zdawać relacje ze swojej pracy służbom meksykańskim. W taki sposób kończy się rok 2020 w wojnie narkotykowej.
Wyzwania dla Meksyku na następne lata
Przed Meksykiem trudny okres. Państwo zostało boleśnie dotknięte przez koronawirusa. Epidemia zmusiła rząd Obradora do zepchnięcia pozostałych problemów na dalszy tor. Po 14 latach wojny narkotykowej zmieniła się rzeczywistość Meksyku. W społeczeństwo przeniknęła propaganda karteli pod postacią chociażby "narcocorridos", czyli piosenek wychwalających kartele i ich przywódców. Państwo straciło na wojnie wizerunkowo, w ten konflikt zaangażowały się Stany Zjednoczone, Kolumbia oraz wiele państw Ameryki Środkowej. Ucierpiała gospodarka, ale przede wszystkim ucierpieli Meksykanie. Wiele rodzin straciło kogoś w wyniku wojny narkotykowej i to zarówno z powodu agresji kartelu, jak i służb mundurowych. Krwawa kampania wydaje się nie mieć końca. MORENA musi zacząć działać bardziej konkretnie. W pozostałych ugrupowaniach Meksykanie nie widzą już alternatywy. Poza tym wszystko wskazuje na to, że Meksyk będzie musiał mierzyć się z tymi problemami sam, jeśli faktycznie ograniczona zostanie współpraca ze służbami amerykańskimi. Koronawirus w tym państwie nie okazał się wcale największym problemem 2020 roku. A wojna trwa i będzie trwała, bo jest opłacalna dla karteli, które po stratach finansowych z ostatniego roku stają się jeszcze bardziej zaborcze i agresywne wobec sprzeciwu na rynku narkotykowym. 35 morderstw na 100 tysięcy obywateli (najwyższy wskaźnik w Europie to 8 morderstw na 100tys. w Rosji), ogromna korupcja, zamknięte dzielnice, wyodrębnione dla karteli kawałki ziemi...oto dotychczasowy rezultat wojny narkotykowej. Choć Meksykanie są bardzo katolickim narodem, wydaje się, że obecnie od Jezusa Chrystusa większym kultem cieszy się Jesus Malverde.
Autor: Michał Stefanowski